16.08.2013 (piątek)
Rano zmieniamy trasę podróży i postanawiamy jednak zobaczyć Lofoty, omijając Narwik. Zamierzamy dojechać do Stamsund a potem promem przeprawić się do Bodo. Pogoda nam dopisuje, świeci piękne słońce a temperatura sięga niemal 20 stopni. Widoki niesamowite. Około 19-tej dojeżdżamy do Stamsund, prom co prawda nie jest tani ale i tak mamy jeszcze gorszą wiadomość - kamper Adama nie mieści się na prom. Decyzja jest szybka - wracamy. W drodze powrotnej wjeżdżamy jeszcze do Svolvaer i tam spróbować złapać prom do Skutvika. Tam jeszcze gorzej bo jest prawie 22.00 i żadne promy już nie kursują, a w sobotę były tylko 3 rejsy i w dodatku żaden w stronę wyznaczonego przez nas celu. No cóż wracamy w stronę Narwiku tyle ile damy radę przejechać. Godzinę później dopada nas zmęczenie i zatrzymujemy się na przydrożnym parkingu, gdzie nocujemy.
|
kolejka po gaz |
Lofoty
17.08.2013 (sobota)
Budzimy się w strugach deszczu. Adam znalazł jeszcze jeden prom, który pozwoliłby nam zaoszczędzić ok. 200 km drogi, spróbujemy a nuż się uda? Dojeżdżamy do Lodingen i udaje nam się od razu wbić na prom płynący do Bognes, cena też niewygórowana - 235 NOK. Po półgodzinnym rejsie udajemy się w stronę Trondheim, deszcz nie przestaje padać. Po południu słoneczko nieśmiało wychodzi zza chmur a my stajemy na parkingu i robimy obiad. Chwilę potem z piskiem opon zatrzymuje się tir i cofa. Myśleliśmy, że chce wjechać na parking ale zostaje na poboczu a z niego wychodzi kierowca z Polski i robi zdjęcia żuka, bo jak mówi dzwonił wczoraj do kolegów a oni mu nie wierzyli, że widział żuki w Norwegii, to chciał im udowodnić. Nawet śmiali się, że zaraz nyskę zobaczy a było to możliwe :) Ruszamy dalej lecz 200 km przed wyznaczonym celem udajemy się na spoczynek, oczywiście na ustronnym parkingu.
18.08.2013 (niedziela)
|
katedra w Trondheim |
Jak zwykle od rana leje :( Plan jest taki: zwiedzamy Trondheim i dojeżdżamy do Kristiansund a następnego dnia na drogę transatlantycką a później na drogę trolli. Droga przebiega spokojnie a nawet się przejaśnia. Wieczorem znajdujemy kemping, kiedyś trzeba się wykąpać. Z zewnątrz kemping w miarę ale toalety i prysznic już rewelacyjne nie są. Dodatkowo miejsce nam wyznaczone przez obsługę jest tak podmokłe, że chodząc "chlupoczemy", zjeżdżamy trochę niżej w bardziej suche miejsce. Po raz pierwszy podczas podróży gryzą nas jakieś meszki, bo choć każdy straszył, że w Norwegii dużo komarów to jakoś nas nie cięło.
|
a tak na wakacjach suszy się pranie (2 dni) |
19.08.2013 (poniedziałek)
W nocy lało jak z cebra, żuk przecieka z każdej strony. Widoku na lepszą pogodę nie ma. Trochę nas do martwi bo dzisiaj w planach były super widoki a tak nic z tego. Wyjeżdżamy z noclegu trochę późno, gdyż Robert postanowił przejrzeć jeszcze samochód i nasmarować zwrotnice (były wypłukane ze smaru) i tuleje wahaczy. Oczywiście nie pominął procedury startowej tj. sprawdzenie płynu w chłodnicy, nie mamy zbiorniczka wyrównawczego, oraz oleju w silniku. Powoli ruszamy a i słoneczko zaczyna się przebijać, jest szansa na dobrą pogodę. Po drodze spotykamy złombolowiczów jadących w tym samym kierunku co my. Wjazd na drogę transatlantycką niesamowity, świeci słońce ale po chwili niesamowicie zaczyna padać. Przejazd przez most tak się spodobał Robertowi, ze zawrócił i przejechał jeszcze raz. Kolejna atrakcja - droga trolli - przed nami. Podjazd tą drogą nie jest łatwy ale żuczek powoli wspina się na górę. Widok zapiera dech w piersiach pomimo deszczu i mgły. Wyglądało to prawie jak droga do nieba. Na szczycie góry jest punk widokowy, na który obowiązkowo weszliśmy. Zjazd już nie był taki straszny. Głodni postanawiamy w końcu zjeść coś norweskiego w przydrożnej restauracji, gdzie jak się okazało pracowały dziewczyny z Polski. Bierzemy potrawkę z renifera i oczywiście łososia. Ruszamy dalej a przed nami zjazd i same serpentyny, takie że "palą się" hamulce w żuczku. Mamy przymusową pauzę na kawę. Po schłodzeniu hamulców ruszamy dalej, ale nasze hamulce nie do końca są sprawne, podczas hamowania samochód ściąga w lewo. Pod górę damy radę ale w dół to znak zapytania, modlimy się żeby kolejny zjazd był łagodny. Wdrapujemy się na 1 030 metrów n.p.m. a Robert postanawia zdjąć prawe koło i sprawdzić układ hamulcowy. Jest strasznie zimno a nieopodal na szczytach leży śnieg. Chwilę później ruszamy dalej i na szczęści zjazd z góry jest łagodny. Wspólnie stwierdzamy, że droga trolli to "pikuś' w porównaniu z górą znajdująca się po niej, z którą przyszło nam się zmierzyć.
|
przejazd mostem na transatlantyckiej |
|
wjazd na drogę trolli |
|
droga trolli |
|
przed wodospadem na drodze trolli |
|
punkt widokowy na szczycie |
|
sympatyczny symbol Norwegii |
|
stromy zjazd |
|
szybka naprawa hamulców |
20.08.2013 (wtorek)
Do Szwecji i Danii wjeżdżamy mostami. Po drodze nic ciekawego się nie dzieje a droga przebiega spokojnie. Jutro planujemy wjazd do Niemiec.
21.08.2013 (środa)
Jesteśmy już w Niemczech, kierujemy się na Hamburg a później na Berlin i do domu. Nasza nawigacja przeciągnęła nas przez centrum Hamburga a na jednym ze skrzyżowań straciła sygnał i nie wiedzieliśmy gdzie jechać. Jakoś nam się udało chociaż nie obyło się bez "zawracanek". Po wyjeździe z miasta utknęliśmy w półgodzinnym korku bo z przyczepy spadła minikoparka. Nocujemy jakieś 190 km przed Berlinem i jak zwykle na parkingu, tym razem przy stacji benzynowej, na której udało nam się też skorzystać z prysznica.
22.08.2013 (czwartek)
Droga prosta i nudna, przejeżdżamy ponad 700 km i o godz. 20.30 meldujemy się w domu. Wszyscy szczęśliwi, żeśmy wrócili a najbardziej cieszy się nasz piesek :) tylko zastanawiamy się do dziś czy na przyjazd nasz czy też żuka, do którego od razu wskoczyła