czwartek, 29 sierpnia 2013

Droga powrotna - kolejne dni


16.08.2013 (piątek)

Rano zmieniamy trasę podróży i postanawiamy jednak zobaczyć Lofoty, omijając Narwik. Zamierzamy dojechać do Stamsund a potem promem przeprawić się do Bodo. Pogoda nam dopisuje, świeci piękne słońce a temperatura sięga niemal 20 stopni. Widoki niesamowite. Około 19-tej dojeżdżamy do Stamsund, prom co prawda nie jest tani ale i tak mamy jeszcze gorszą wiadomość - kamper Adama nie mieści się na prom. Decyzja jest szybka - wracamy. W drodze powrotnej wjeżdżamy jeszcze do Svolvaer i tam spróbować złapać prom do Skutvika. Tam jeszcze gorzej bo jest prawie 22.00 i żadne promy już nie kursują, a w sobotę były tylko 3 rejsy i w dodatku żaden w stronę wyznaczonego przez nas celu. No cóż wracamy w stronę Narwiku tyle ile damy radę przejechać. Godzinę później dopada nas zmęczenie i zatrzymujemy się na przydrożnym parkingu, gdzie nocujemy.


kolejka po gaz







Lofoty











 17.08.2013 (sobota)

Budzimy się w strugach deszczu. Adam znalazł jeszcze jeden prom, który pozwoliłby nam zaoszczędzić ok. 200 km drogi, spróbujemy a nuż się uda? Dojeżdżamy do Lodingen i udaje nam się od razu wbić na prom płynący do Bognes, cena też niewygórowana - 235 NOK. Po półgodzinnym rejsie udajemy się w stronę Trondheim, deszcz nie przestaje padać. Po południu słoneczko nieśmiało wychodzi zza chmur a my stajemy na parkingu i robimy obiad. Chwilę potem z piskiem opon zatrzymuje się tir i cofa. Myśleliśmy, że chce wjechać na parking ale zostaje na poboczu a z niego wychodzi kierowca z Polski i robi zdjęcia żuka, bo jak mówi dzwonił wczoraj do kolegów a oni mu nie wierzyli, że widział żuki w Norwegii, to chciał im udowodnić. Nawet śmiali się, że zaraz nyskę zobaczy a było to możliwe :) Ruszamy dalej lecz 200 km przed wyznaczonym celem udajemy się na spoczynek, oczywiście na ustronnym parkingu.


18.08.2013 (niedziela)

katedra w Trondheim
Jak zwykle od rana leje :( Plan jest taki: zwiedzamy Trondheim i dojeżdżamy do Kristiansund a następnego dnia na drogę transatlantycką a później na drogę trolli. Droga przebiega spokojnie a nawet się przejaśnia. Wieczorem znajdujemy kemping, kiedyś trzeba się wykąpać. Z zewnątrz kemping w miarę ale toalety i prysznic już rewelacyjne nie są. Dodatkowo miejsce nam wyznaczone przez obsługę jest tak podmokłe, że chodząc "chlupoczemy", zjeżdżamy trochę niżej w bardziej suche miejsce. Po raz pierwszy podczas podróży gryzą nas jakieś meszki, bo choć każdy straszył, że w Norwegii dużo komarów to jakoś nas nie cięło.



a tak na wakacjach suszy się pranie (2 dni)

19.08.2013 (poniedziałek)

W nocy lało jak z cebra, żuk przecieka z każdej strony. Widoku na lepszą pogodę nie ma. Trochę nas do martwi bo dzisiaj w planach były super widoki a tak nic z tego. Wyjeżdżamy z noclegu trochę późno, gdyż Robert postanowił przejrzeć jeszcze samochód i nasmarować zwrotnice (były wypłukane ze smaru) i tuleje wahaczy. Oczywiście nie pominął procedury startowej tj. sprawdzenie płynu w chłodnicy, nie mamy zbiorniczka wyrównawczego, oraz oleju w silniku. Powoli ruszamy a i słoneczko zaczyna się przebijać, jest szansa na dobrą pogodę. Po drodze spotykamy złombolowiczów jadących w tym samym kierunku co my. Wjazd na drogę transatlantycką niesamowity, świeci słońce ale po chwili niesamowicie zaczyna padać. Przejazd przez most tak się spodobał Robertowi, ze zawrócił i przejechał jeszcze raz. Kolejna atrakcja - droga trolli - przed nami. Podjazd tą drogą nie jest łatwy ale żuczek powoli wspina się na górę. Widok zapiera dech w piersiach pomimo deszczu i mgły. Wyglądało to prawie jak droga do nieba. Na szczycie góry jest punk widokowy, na który obowiązkowo weszliśmy. Zjazd już nie był taki straszny. Głodni postanawiamy w końcu zjeść coś norweskiego w przydrożnej restauracji, gdzie jak się okazało pracowały dziewczyny z Polski. Bierzemy  potrawkę z renifera i oczywiście łososia. Ruszamy dalej a przed nami zjazd i same serpentyny, takie że "palą się" hamulce w żuczku. Mamy przymusową pauzę na kawę. Po schłodzeniu hamulców ruszamy dalej, ale nasze hamulce nie do końca są sprawne, podczas hamowania samochód ściąga w lewo. Pod górę damy radę ale w dół to znak zapytania, modlimy się żeby kolejny zjazd był łagodny.  Wdrapujemy się na 1 030 metrów n.p.m. a Robert postanawia zdjąć prawe koło i sprawdzić układ hamulcowy. Jest strasznie zimno a nieopodal na szczytach leży śnieg. Chwilę później ruszamy dalej i na szczęści zjazd z góry jest łagodny. Wspólnie stwierdzamy, że droga trolli to "pikuś' w porównaniu z górą znajdująca się po niej, z którą przyszło nam się zmierzyć.
przejazd mostem na transatlantyckiej

wjazd na drogę trolli

droga trolli


przed wodospadem na drodze trolli

punkt widokowy na szczycie
sympatyczny symbol Norwegii


            

stromy zjazd

 
szybka naprawa hamulców










20.08.2013 (wtorek)

Do Szwecji i Danii wjeżdżamy mostami. Po drodze nic ciekawego się nie dzieje a droga przebiega spokojnie. Jutro planujemy wjazd do Niemiec.




21.08.2013 (środa)

Jesteśmy już w Niemczech, kierujemy się na Hamburg a później na Berlin i do domu. Nasza nawigacja przeciągnęła nas przez centrum Hamburga a na jednym ze skrzyżowań straciła sygnał i nie wiedzieliśmy gdzie jechać. Jakoś nam się udało chociaż nie obyło się bez "zawracanek". Po wyjeździe z miasta utknęliśmy w półgodzinnym korku bo z przyczepy spadła minikoparka. Nocujemy jakieś 190 km przed Berlinem i jak zwykle na parkingu, tym razem przy stacji benzynowej, na której udało nam się też skorzystać z prysznica.



22.08.2013 (czwartek)

Droga prosta i nudna, przejeżdżamy ponad 700 km i o godz. 20.30 meldujemy się w domu. Wszyscy szczęśliwi, żeśmy wrócili a najbardziej cieszy się nasz piesek :) tylko zastanawiamy się do dziś czy na przyjazd nasz czy też żuka, do którego od razu wskoczyła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz