poniedziałek, 1 października 2012

Podsumowanie podróży



Po kilkudniowym odpoczynku po urlopie przyszedł czas, aby uzupełnić kronikę tegorocznego wyjazdu.

Dzień I – 15.09.2012r.

Po trzygodzinnym śnie pora wstać i wyruszyć w stronę Katowic skąd rozpoczyna się nasz wyjazd. Na starcie jesteśmy o godz. 700 i jesteśmy jednymi z pierwszych. Powoli zaczynają się zjeżdżać złombolowe wozy. Czekamy na Szkodników i Hranolkę, którzy dołączają do nas dopiero po godz. 800 i stanowią końcówkę kolumny. Po chwili dostajemy numery startowe i jesteśmy gotowi do drogi. Pogoda początkowo nieprzyjemna zaczyna się poprawiać i nieśmiało wygląda słoneczko. O 1130 nadchodzi godzina „0” i ruszamy w nieznane. Po dwóch godzinach przekraczamy granicę w Lesznem i kierujemy się w stronę Żyliny. Naszym celem jest drugi kemping na trasie w Selce (Chorwacja), gdyż postanawiamy wyprzedzić wszystkich, mieć jeden dzień w zapasie i poczekać na resztę odpoczywając nad morzem. Słowacja wita nas lekkim deszczem i zachmurzonym niebem, ale im bardziej na południe tym słoneczniej. Około 2300 jesteśmy w okolicach Nitry, kiedy to nawigacja Hranolek sprowadza nas na „złą drogę” :) Zatrzymujemy się obok jakiejś restauracji i piekarni, gdzie wychodzi do nas Węgier. Zaprasza nas na kolację i proponuje nocleg, próbujemy dogadać się trochę po niemiecku, polsku i na migi. Jednym słowem – kalambury. Po ustaleniu skąd i dokąd jedziemy pokazujemy mu zdjęcia ze startu, a on zachwycony rozpoznaje startujące samochody, zwłaszcza żuka i MZ. Za chwilę znika we wnętrzu i przynosi dwa bochenki świeżutkiego chleba – takiego prawdziwego i niesamowicie smacznego. Po kilku minutach rozmowy przynosi kolejne dwa placki chlebowe z masłem i czosnkiem, po prostu „niebo w gębie”. W końcu żegnamy się z nim bo przed nami jeszcze długa droga, a on zaprasza nas do siebie w drodze powrotnej. Chorwacja wita nas gęstą mgłą i temperaturami zbliżonymi do tych polskich (ok. 6oC). W okolicach 400 docieramy na kemping, przed bramą już czekają 2 polonezy i czekamy do rana, aż otworzą recepcję. Wykorzystujemy ten czas na krótką drzemkę. Za nami 978 km jazdy według naszych współtowarzyszy, gdyż nam po przekroczeniu granicy stanął licznik kilometrów.











ostatnie naprawy ...





... i startujemy
Spotkanie z Węgrem i jego podarunek


Dzień II – 16.09.2012r.

Z rana wbijamy się na kemping, docierają powoli inne ekipy. Dzisiejszy dzień jest dniem odpoczynku. Leżymy nad zimnym morzem brzuchem do góry i integrujemy się z innymi złombolowcami. Zwłaszcza dziękujemy załodze Ha-nyski za wspaniałe śpiewy i zabawę.


Dzień III – 17.09.2012r.


Wyruszamy w dalszą drogę i jadąc wybrzeżem Chorwacji podziwiamy piękno natury. W okolicach Omiś natykamy się na stojącą na poboczu favoritkę. Okazało się, że 4 chłopaków postanowiło pojechać trasą złombola na wakacje. Pech chciał, że ich samochód uległ awarii a oni nie bardzo znają się na mechanice. Byli u mechanika, który ich nieźle skasował i niewiele naprawił. Nasz główny mechanik Robert stanął na wysokości zadania i naprawia samochód (wymiana uszkodzonego palca rozdzielacza i czyszczenie filtra pompy paliwa). Zwijamy ich ze sobą aby sprawdzić czy pojazd działa. Wieczorem dojeżdżamy do kolejnego kempingu w Budvie (Czarnogóra), a po drodze mijamy pięknie oświetlony Kotor. Postanawiamy odwiedzić go ponownie w drodze powrotnej. Dzisiaj przejechaliśmy około 650 km.
Pomoc w drodze





Nocleg w Budvie - każdy śpi jak może








Dzień IV – 18.09.2012r.

O poranku okazuje się, że pojazd nowo poznanych kolegów znów nie pali. Robert sprawdza silnik i okazuje się, że brak jest iskry, do wymiany jest moduł zapłonu (pożyczamy wymieniane części, gdyż chłopcy nie mają żadnych na zapas). Po chwili skodzinka chodzi tak jak powinna i ruszamy dalej. Nasi „adoptowani” koledzy jadą z nami już do mety. Droga w stronę Albanii przebiega spokojnie, a na granicy dojeżdża do nas kilka załóg. Pierwsze wrażenie po wjeździe to wszechobecne śmieci, góry śmieci oraz kontrast pomiędzy bogatymi rezydencjami i biednymi chatkami. I co u nas już niespotykane – osiołki jako siła robocza tj. ciągnące przyczepki, noszące pakunki i jako środek transportu. Niesamowite też jest zachowanie kierowców na drodze. Jeżdżą szybko (nierzadko pod prąd nawet na drodze ekspresowej), nie wiedzą co to kierunkowskaz i ciągle trąbią (na powitanie, przy wyprzedzaniu i przy skręcie) a ronda przypominają raczej targowiska. Wszędzie stoi policja i nie zwraca uwagi na kierujących pojazdami. Co prawda kogoś tam zatrzymywali, ale śmiem przypuszczać, że raczej w celu pogawędki niż egzekwowania przepisów. Przejezdne drogi skończyły się kilka kilometrów po przekroczeniu granicy. Od tej pory wspinamy się po górskich drogach bez asfaltu i wysypanej kamieniami, a dziur w niej jak w serze szwajcarskim. Upał coraz bardziej nieznośny, co prawda nie mieliśmy termometru, ale w odczuciach temperatura sięgała ponad 30oC. Na szczytach dopada nas ulewa i zwalniamy. Nie dość, że brak dróg, widoczność prawie zerowa to ciągle serpentyny. Im niżej zjeżdżamy tym mniej opadów. Około 100 km przed wyjazdem z tego „dzikiego kraju” Szkodniki tracą tłumik i prąd, a my mamy przymusową przerwę obiadową. W międzyczasie mija nas ciężarówka, która na albańskich drogach traci oponę. Godzinę później byliśmy już w drodze. Ostatnie tankowanie w Albanii (tańsze paliwo) i wjeżdżamy do Grecji. Ta nie wita nas zbyt przyjaźnie deszczem i burzą, jest bardzo ciemno. Kultura jazdy podobna do tej z sąsiedniego kraju. Wymęczeni upałem i fatalnymi drogami rozglądamy się za jakimś noclegiem. Znaleźliśmy go na parkingu  przed restauracją i to zupełnie za darmo. Pokonaliśmy jakieś 520 km.

Standardowa droga w Albanii ...
... a czasem pojawia się asfalt ...

...  tu najlepszy środek transportu na te drogi ...



... inaczej czeka cię to!
Nocleg na parkingu przed grecką restauracją

Dzień V – 19.09.2012r.

Plan na dziś – META. Startujemy ok. 850 ale i tak jesteśmy godzinę w plecy bo Grecja jest w innej strefie czasowej a nikt nie przestawił zegarka. Drogi zupełnie inne niż wczoraj, przede wszystkim równe, a serpentyn też niemało. Po drodze doganiamy żuczka załadowanego do granic możliwości, gdyż przygarnął załogę Skody, która w niegościnnej Albanii utraciła koło. W okolicach 1500 docieramy do ostatniego kempingu – osiągnęliśmy cel. Warto wspomnieć, że nocleg jak na wakacjach „all inclusive” - z basenem. Wszyscy świętujemy a inne załogi powoli zaczynają się zjeżdżać. Za nami 2.483 km.

Tryumfalny wjazd do Olympii ....

... i na kemping

A teraz idziemy odpoczywać po trudach podróży

Dzień VI  - 20.09.2012r.

Zostajemy na kempingu i się urlopujemy: basen, piwko i drobne naprawy pojazdów naszych kolegów. Inne ekipy zaczynają ruszać w drogę powrotną. Popołudniem wyruszamy w miasteczko, gdzie jemy kolację w greckiej knajpce i kupujemy pamiątki. Co krok natykamy się na pojazdy złombolowe, które wzbudzają niemałe zainteresowanie mieszkańców Olimpii. Składamy również pamiątkowy podpis na MZ-etce, która cała dotarła na metę. 


Maciek nawet jak naprawia to odpoczywa :)






Dzień VII – 21.09.2012r.

Dziś wyruszamy w stronę Aten. Droga przebiega spokojnie do momentu wjazdu do miasta. Armagedon! Samochód przy samochodzie, skutery i motocykle wciskają się z lewej i prawej strony. Nikt nie przestrzega znaków, świateł i nie używa kierunkowskazów. Ruch tak wielki, że gubimy Szkodników. Nam i Hranolce udaje się wcisnąć na jakiś parking i idziemy szukać drogi na Akropol, gdzie mamy się spotkać ze współtowarzyszami. Krążymy po mieście i dopiero taksówkarz nam wyjaśnia jak tam dojechać. W końcu udaje nam się dotrzeć na parking przed znanymi ruinami. Po zwiedzaniu kierujemy się na Meteory (klasztory umieszczone na szczytach skał). Po drodze rozglądamy się za noclegiem, ale nic nie znaleźliśmy tak więc dotarliśmy do Meteorów. Tam wciskamy się na parking przed pensjonatem i wymęczeni idziemy spać.



Dzień VIII – 22.09.2012r.

Rankiem próbujemy się ogarnąć, ale jest ciężko. Toalety są jakieś 10 metrów w górę w krzaczkach. Po śniadanku ruszamy widokową drogą pomiędzy skałami – wrażenie robi większe niż Akropol. W południe przekraczamy granicę grecko-macedońską i szukamy stacji paliw (taniej niż w Grecji) i udaje się. Tankujemy do pełna i dwie godziny później znów wjeżdżamy do Albanii kierując się w stronę Tirany. Późnym wieczorem docieramy do Czarnogóry i znajdujemy dzikie spanko nad morzem.

Hotel *****

Meteory



Dzień IX – 23.09.2012r.

Po pobudce, co niektórzy postanowili dobudzić się w Adriatyku i wzięli szybką kąpiel. Później idziemy zwiedzać Kotor. Przypadkowo znajdujemy wejście na mury i postanawiamy przejść się najkrótszą trasą. Po drodze okazuje się, że albo się idzie na sam szczyt albo wraca, bo innej trasy nie ma. Przed południem wyjeżdżamy i obieramy kierunek na Dubrovnik.  Po 1500 jesteśmy na miejscu i szukamy noclegu. Pod jednym z kempingów spotykamy nowojorczyka, który podróżuje motorem i jego celem jest Tbilisi. Znajdujemy przyjemny kemping i po rozbiciu namiotów oraz szybkim obiedzie idziemy nad morze.

Kolejny luksusowy nocleg

Kotor nocą ...

... i za dnia

Turysta z Nowego Jorku (USA)


Dzień X – 24.09.21012r.

Cały dzień nad morzem. Dojeżdżają także inne ekipy, co jest dla nas miłym zaskoczeniem.





Dzień XI – 25.09.2012r.

 Ruszamy powoli w stronę domu. Zamierzamy jeszcze odwiedzić Medugorje i Mostar. Po dojechaniu do Medugorje opuszczają nas Hranolki, a my idziemy na pielgrzymowanie. Schodzi nam prawie 4 godziny. Kierujemy się na Mostar. Chcemy go zwiedzić nocą, ale ciężko znaleźć nocleg. Postanawiamy jechać dalej w stronę Sarajeva. Docieramy do niego już wieczorem i przejeżdżamy przez centrum. Postanawiamy jechać dalej już bez nocowania. Oj, będzie ciężko. Na zmianę kierujemy pojazdem i przelatujemy przez Węgry, Słowację, Czechy prosto do domu.
Kościół w Medugorje

Figura Matki Bożej Królowej Pokoju

Wejście na Górę Objawienia

Chrystus Ukrzyżowany



Dzień XII -  26.09.2012r.

O godz. 1725 nasza skodzinka brudna i wymęczona zgasiła silnik przed własnym garażem. To zaledwie krótki opis tego, co przeżyliśmy i zobaczyliśmy.  


Podsumowanie:
odwiedzono 9 krajów
przejechano ok. 5 300 km
spalono ok. 310 litrów benzyny i 0,5 litra oleju
awarie: urwana klamka na starcie, spalona żarówka, pęknięty wężyk od podciśnienia
Według opinii uczestników poprzednich edycji ten wyjazd był najtrudniejszy i wymagający naprawdę wytrwałości. Dziękujemy ekipie Hranolek i Szkodników za towarzystwo oraz wszystkim, których spotkaliśmy po drodze.