piątek, 5 sierpnia 2011

Powrót

Nareszcie mamy dostęp do Internetu. Dawno nic nie pisaliśmy więc praktycznie teraz musimy opisać wyprawę do Szkocji. 
Widok Wielkiej Brytanii z promu
Z Dunkierki przeprawiliśmy się promem do Dover. Widok wyspy wieczorem jest niesamowity, jakby ktoś odrąbał ją siekierą, surowy i piękny a jednocześnie pełny świateł portów, które tworzą niezapomniany klimat. Wjazd na obcy ląd i próba dostosowania się do jazdy lewą stroną. Nasza koleżanka zjeżdżając z promu prawdopodobnie już przekroczyła prędkość i czeka na płatne zdjęcia. Zobaczymy czy dostanie czy też sobie odpuszczą. Jedziemy dalej do Londynu. Zamierzamy zwiedzić go nocą, gdyż w ciągu dnia wjazd do niego jest płatny. Powoli poruszamy się naprzód i zachwycamy się widokami za oknem. Na wyspach długo jest jasno. Minęła północ jak dojechaliśmy do Londynu, miasto nocą jest niesamowite. Nie mogliśmy odnaleźć Big Bena, ale pomógł nam policjant, którego zaczepiliśmy na podrzędnej stacji paliw. W końcu się udało. Jest cudnie. Wychodzimy na miasto i robimy mnóstwo zdjęć z symbolami Anglii: czerwonym piętrowym autobusem i budką telefoniczną, nawet „subway” nie został pominięty. Spacerujemy dwie godziny i wsłuchujemy się w bicie najsłynniejszego zegara świata. Miasto nocą nie zasypia, ruch prawie tak duży jak w dzień. 
Słynny zegar Big Ben

Czerwony autobus ulicami miasta mknie

Widok Londynu nocą

Ruszamy dalej, a w związku z tym, że jest późno (godz. 3.00 w nocy) i nie opłaca się szukać kempingu nocujemy w samochodzie na stacji benzynowej. W Wielkiej Brytanii taki nocleg może zakończyć się mandatem, ale na szczęście nikt nie wezwał policji. Po piątej rano pobudka i ruszamy dalej. Wyspy zachwycają widokami coraz bardziej. Na parkingu, na którym przygotowujemy śniadanie oraz po drodze spotykamy też kilku złombolowców, którzy tak jak my zmierzają powoli do celu. Kolejny przystanek i nocleg w Hoddom obok Lockerbie. Podjeżdżamy na kemping, który wyznaczyli organizatorzy: piękny zameczek i zielona okolica. Pan, który nas przyjmował nie zgodził się na nasze nocowanie i wysłał nas na inny kemping. Przypuszczalnie już ktoś z naszych był wcześniej i właściciel obawiał się, że jego dorobek życia może zostać ruiną. Na następnym noclegu państwo wyznaczają nam teren przed wjazdem na kemping przypuszczalnie na szybko skoszonej łące (jeszcze leżała nie zebrana trawa) obawiając się pewnie tego samego, co pan wcześniej. Jak widać „sława” złombolowców wyprzedza ich samych.
Tutaj mieliśmy nocować...
... a tutaj nocowaliśmy

Rankiem następnego dnia ruszamy w stronę mety po drodze podziwiając piękne góry Szkocji. Widoki i trasy są naprawdę niesamowite. Wieczorem zmęczeni i zadowoleni docieramy na metę w Drumnadrochit nad jeziorem Loch Ness. Świętujemy dotarcie na miejsce bez żadnej awarii – jednak to prawda, ze favoritki się nie psują. Wybieramy się nad jezioro szukać potwora. Trochę rozczarowuje. Inaczej wygląda przedstawiane w filmach a inaczej na żywo. Może z innej strony wyglądałoby inaczej. W naszej grupie znaleźli się chętni do kąpieli, którzy niezwłocznie wskoczyli do wody. Wracamy na kemping rozbić namioty i bawić się do rana. Ciągle dojeżdżają kolejne ekipy i  robi się ciasno. Wszyscy szczęśliwi, że dojechali.
Szkocja nas wita

Jezioro Loch Ness

My na mecie



Widok mety z góry

Szkocki zameczek zaadoptowany na hotel

Ruiny zamku


Jednym z ciekawszych bolidów był Trabant, który dotarł na metę bez przedniej szyby, gdyż ta rozsypała się na autostradzie w Niemczech. Naprawdę gratulujemy chłopakom! Minęła noc i pora wracać. Hranolka nas opuszcza i rusza w samotny powrót. My postanawiamy pozostać dłużej na wyspach i mamy kilka miejsc do odwiedzenia. Ruszamy i postanawiamy po drodze obejrzeć z bliska kilka zameczków, których w Szkocji jest bardzo dużo. Zbaczamy również do miasteczka Oban, które polecił nam jeden z rodaków spotkanych po drodze. Bardzo ładne i oddaje charakter Szkocji i Szkotów. Ludzie tutaj są mili i uśmiechnięci, bardzo rozmowni, nawet wtedy gdy my posługujemy się łamanym angielskim. Nawet udało nam się spotkać pana w kilcie.  Znów jedziemy pół nocy i śpimy na kolejnej stacji benzynowej. Znajdujemy zaciszne miejsce i śpimy. Rano budzą nas podjeżdżające samochody, okazało się że śpimy na miejscach parkingowych przeznaczonych dla pracowników stacji. Starszy pan dosyć nerwowo nas przegania a my jeszcze zaspani zbieramy się dosyć niemrawo. Dzisiaj zamierzamy dojechać do rodziny naszych Szkodników. Popołudniem docieramy na miejsce i niesamowita odmiana po tygodniowej tułaczce. Przepyszna i bardzo obfita kolacja, kąpiel i spanie w wygodnym łóżku a nie na twardym podłożu w namiocie czy na siedząco w samochodzie. W sobotni poranek czeka na nas typowe angielskie śniadanie: jajka na bekonie i tosty. Wybieramy się na zwiedzanie Bristolu. Spędzamy w mieście prawie cały dzień i mamy okazję do przejażdżki angielskim autobusem. Niedziela to wspólne zwiedzanie Stonehenge i pożegnanie z angielską rodziną. Jedziemy do moich znajomych mieszkających w okolicy Oxfordu. Maja przygotowała dla nas pyszny jabłecznik, za co jesteśmy jej dozgonnie wdzięczni. Odrobina Polski na obcej ziemi. W poniedziałek jedziemy na zwiedzanie starego studenckiego miasta. Oxford zachwyca swoją architekturą i klimatem. Później jedziemy na słynny tor wyścigowy Silverstone. Próbujemy dostać się do środka ale niestety ochrona jest nieubłagana i nie chce nas wpuścić. Pomimo tego robimy zdjęcia na udokumentowanie słów.


Wtorek to czas drogi powrotnej, czekając na prom (rezerwacja na godz. 23.59) spędzamy dzień na kamienistej plaży, a słoneczko praży niesamowicie. Po drodze mieliśmy małą awarię – przegrzał się silnik, ale po chwili przerwy i dolaniu oleju ruszyliśmy dalej. O 22.00 udaje nam się wbić na prom i płyniemy do Dunkierki. Po zejściu z promu postanawiamy jechać dalej, podróżujemy do 5.00 rano ale później nie da się dalej. Oczy kleją się same, więc postanawiamy spędzić kilka godzin na parkingu a rano ruszać dalej. Postanowiliśmy dojechać do Niemiec i spędzić noc na parkingu, który był pierwszym postojem w drodze nad Loch Ness. Droga dłuży się niemiłosiernie, słońce grzeje a w samochodzie istna sauna. W końcu dojeżdżamy. Pani w recepcji podaje zaporową cenę za nocleg ale o krótkich negocjacjach udaje się uzyskać rabat w wysokości ok. 10%. Dziękujemy Tomek :) Wieczorem przeglądamy zdjęcia i następnego ranka ruszamy w drogę do domu. Pogoda nie wyglądała na ładną, lekkie zachmurzenie a nawet przejściowo popadało, jednak później się wypogodziło i znów upał. Przed samym Opolem okazuje się, że w naszym samochodzie awarii uległ wskaźnik paliwa i stanęliśmy bo brakło benzyny. Na szczęście do zjazdu było ok. 500 m. Dzięki staremu modelowi pompy z ręcznym pompowaniem paliwa udało się wypompować resztki benzyny z baku i zjechać z autostrady a Szkodniki doholowały nas do najbliższej stacji. Po zatankowaniu wracamy na autostradę i już bezawaryjnie wracamy do domu. Jesteśmy zmęczeni ale bardzo zadowoleni i zaczynamy oczekiwać kolejnego wyjazdu, gdyż po przeżyciach w tym roku Złombol zagościł w naszych planach urlopowych. To wciąga. Pragniemy również podziękować Szkodnikom i Hranolce za wspaniałe towarzystwo.

Krótkie podsumowanie:
spędziliśmy poza domem 324 godziny,
przejechaliśmy 5 599 km,
spaliliśmy 342 litry paliwa i 1 litr oleju
zepsuł nam się tylko wskaźnik paliwa